30 sty 2013

[Kaisoo] "Prześladowca"

TYTUŁ: Prześladowca 
GATUNEK: Fluff, puchatek, absyhbjahjkxh <3 
BOHATEROWIE: Kim Jongin, Do Kyungsoo 
OSTRZEŻENIA: brak? xD Chyba że ktos nie lubi czarnych BMW...
KRÓTKI OPIS: Kyungsoo codziennie poddawany był tej samej rutynie, jednak powoli zaczął sie do niej przyzwyczajać.

Enjoy~ 

Podchodziło to już pod rutynę. Codziennie przeżywał to samo. Na początku trochę się bał, próbował uciekać, chciał nawet dzwonić po policję. Lecz z czasem zamiast strachu pojawiło się zainteresowanie. Nie miał już prób ucieczki, co więcej, z niecierpliwością czekał aż każdego kolejnego dnia wszystko się powtórzy, jego rutyna dająca mu odrobinę szczęścia, jego promyczek księżycowego blasku. Nie, nie słonecznego. Słońce raziło w oczy, nadmierną ilością światła. Księżyc był stonowany, zawsze oświetlający tylko parę kroków na przód, przez co resztę owijała słodka niepewność. 
Ta rutyna była zdecydowanie najlepszą rutyną w jego życiu. A o czym mowa? 
O jego prześladowcy. 
Codziennie rano gdy wychodził ze swojego mieszkania, zamykając za sobą porządnie drzwi, zawsze potykał się o wystający próg drzwiowy. Zawsze też, jakieś dziesięć metrów od niego, oparty o czarne BMW stał przystojny brunet. Zapatrzony gdzieś w dal, zamyślony, z nieokreślonym wyrazem twarzy. Dopóki nie zauważał jego. Gdy jego brązowe oczy natrafiły wzrokiem na sylwetkę Kyungsoo, w jego oczach pojawiała się jakaś zaciętość, wymieszana z łagodnością. Natarczywość jego spojrzenia sprawiała że zatrzymywał się na chwilę, po czym speszony spuszczał głowę, patrząc w dół zaczerwieniony i ruszał przed siebie. 
A on? Za nim. 
Gdy otwierał drzwi kwiaciarni, skrępowany jego obecnością , tamten wpatrywał się w niego przenikliwie z chodnika po drugiej stronie ulicy. Zawsze, dokładnie pięć minut po otwarciu, wchodził do kwiaciarni i prosił o jedną różę. Podawał mu ją z obowiązkowym uśmiechem na ustach, który tamten oczywiście odwzajemniał. A później wychodził i znikał aż do następnego cudownego dnia. 
Dzisiaj jednak było inaczej. 
Gdy kupił różę nachylił się trochę nad blatem i zbliżył ustami do jego ucha. Przymknął trochę oczy czując ciarki przechodzące po plecach. 
- To już jutro Kyungsoo… Cieszysz się? Jutrzejszy dzień będzie wyjątkowy, zobaczysz. – 
Jego słodki głos rozlał się po ciele wielkookiego, działając jak afrodyzjak. W jednej chwili zachciał, by do niego mówił, przytulał go, całował go, kochał go, kochał się z nim… Nawet nie wiedział skąd chłopak znał jego imię. 
Lecz zanim zdążył zareagować, dzwoneczek przy drzwiach oznajmił jego nieobecność. 
Pierwszy raz usłyszał jego głos… 
Zaśmiał się cicho. ‘Najpierw się rozmawia a później zakochuje, prawda? To czemu u mnie jest zupełnie na odwrót…?’ 
Nie wiedział o czym mówił szatyn. Powinien się bać, być przerażony, jednak ogarniała go wyłącznie niebezpieczna ekscytacja. 
Wrócił do domu a w śnie rozbrzmiewało mu echo jego słów. „Jutrzejszy dzień będzie wyjątkowy” 

Początek następnego dnia nie był ani trochę wyjątkowy. Budzik nie obudził go o ósmej, jak zawsze, ale o wpół do dziewiątej. Czyli dokładnie o godzinie, o której otwierana była kwiaciarnia. Wypadł z mieszkania zdenerwowany, za piętnaście dziesiąta. Dopiero gdy, jak zawsze, potknął się o próg, przypomniał sobie, że dzisiaj był dzień o którym wczoraj mówił brunet. Dzisiaj miał być ich wyjątkowy dzień… 
Rozglądnął się dookoła budynku, lecz tym razem nie zauważył go. Nie było nawet śladów na śniegu, które świadczyły by o tym, że tu był. 
Nie wiedział co ma o tym myśleć. Westchnął więc cicho i pobiegł w stronę kwiaciarni. 
* * * 
Nie pojawił się przez cały dzień. Czekał na niego, a jego serce podskakiwało z nadzieją, za każdym razem gdy usłyszał dźwięk dzwoneczka. Jednak rozczarowanie ogarniało go, gdy zauważał, że to kolejny chłopak, kupujący różę. 
Pewnie kupuje ją dla kogoś kogo kocha… W końcu dzisiaj są walentynki… Rok temu też były walentynki… Wtedy gdy pierwszy raz go spotkałem.. 
* * * 
Zwykle, zamykał kwiaciarnię w godzinach popołudniowych, lecz ze względu na wyjątkowość czternastego lutego, opóźniło się to do godzin wieczornych. Przez tłok w swoim małym sklepiku, nie miał nawet okazji pomyśleć o tajemniczym nieznajomym. 
Do teraz. 
Bowiem gdy wyszedł za drzwi, przekręcając kluczyk, on stał tam, trzymając bukiet czerwonych róż. Uśmiechał się czarująco, co przyprawiło go o kolejne palpitacje. Brunet podszedł do niego i bez słowa wręczył mu róże, chwytając jego drugą dłoń. 
Poszedł za nim, nie pytając o nic. 
* * * 
Do jego mieszkania dotarli czarnym BMW. Nieznajomy całą drogę trzymał go za rękę, patrząc na niego, a on po prostu spuszczał wzrok, rumieniąc się. Gdy się zatrzymali wysiadł pierwszy i otworzył mu drzwi. Wyszedł, nawet się porządnie nie rozglądnąwszy. Oczy miał wlepione w to stąpające po ziemi bóstwo przed sobą. 
- Nie boisz się? – spytał nagle wyciągając rękę, jakby prosił go do tańca. 
Podał mu dłoń pewnie, bez zawahania. 
- Nie. Czuję, że właśnie tak ma być. – odpowiedział szeptem. 
Droga windą zeszła im w milczeniu, zresztą tak samo jak te kilka kroków do drzwi. Jednak gdy te się za nimi zamknęły, sprawca tego wszystkiego przycisnął go do nich i wpił się w jego usta. 
Wydał z siebie cichy dźwięk zaskoczenia, który zamienił się w jęk gdy chłopak wsunął język pomiędzy jego rozchylone wargi. Przymknął oczy, wydając z siebie jeszcze parę tych cichych dźwięków. Nawet nie zauważył, kiedy go uniósł. Wiedział tylko że w jednej chwili stał przy drzwiach, a w następnej już leżał na miękkim łóżku. 
Brunet nie tracił czasu i zaraz zaczął całować szyję szatyna. Kiedy on się zdążył pozbyć koszulki? 
Reszty ubrań pozbyli się dosyć szybko. Jego dłonie były naprawdę wszędobylskie i dawały mu nieznanych dotąd doznań. 
- Po… Poczekaj… - powiedział, zatrzymując go, gdy już miało przejść do rzeczy. 
- Tak? – popatrzył na niego, zmartwiony, czy coś się nie dzieje za szybko. 
- Ja jeszcze… Nigdy… - zarumienił się, chowając twarz w poduszkę leżącą obok. 
- W takim razie nawet nie wiesz ile szczęścia mi daje świadomość, że jestem twoim pierwszym. 
Po tym stwierdzeniu była już tylko rozkosz. 
*** 
- Więc mówisz mi, że chodziliśmy razem do szkoły? – spytał. Leżeli nadzy i wtuleni w siebie. Na dworze już świtało. Jeździł palcem po jego dobrze zbudowanej klatce piersiowej. 
Brunet kiwnął głową. 
- I że od pięciu lat już ci się podobam? – na to pytanie zaśmiał się cicho, całując czubek jego głowy.
- Od pięciu lat, dwóch miesięcy i czterech dni. – przejechał delikatnie ustami po jego skroni. – Byłem trochę nieśmiały, żeby to przyznać. 
- I właśnie dlatego przez rok mnie śledziłeś, po czym zawiozłeś do swojego mieszkania wypełnionego różami które ode mnie kupowałeś? – spytał. Pokój rzeczywiście był pełen na wpół uschniętych róż. – Nie lepiej było po prostu zaprosić mnie na kawę? 
- Tak było prościej. – podniósł się i pocałował go w usta. Całowali się tak chwilę, gdy nagle Kyungsoo sobie coś uświadomił. 
- Czekaj… Jak ty właściwie masz na imię? – po tym pytaniu oblał się rumieńcem. 
Chłopak zaśmiał się w głos. 
- Kim Jongin. I jestem nieludzko w tobie zakochany.

2 komentarze:

  1. boże, przepraszam, że dopiero teraz ale... cudne <3
    tak bardzo wczułam się w Kyungsoo i to jeszcze bardziej mnie zaciągnęło do tego fanfica <3
    napisane nawet w moje urodziny XD
    kocham tego fanfica <3
    kocham KaiSoo <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeżeli mam być szczera, to ten OneShot zaliczyłabym do średnich. Był taki o niczym. Kyungsoo był za mało Kyungsoo. Kai, choć romantyczny to jakby nie miał wyrazu. Możesz się ze mną nie zgadzać, ale po twoich innych opowiadaniach wiem, że stać Cię na coś zdecydowanie lepszego! Weny!

    TsukiKira

    OdpowiedzUsuń